piątek, 29 marca 2013

po przerwie...

W ostatnim tygodniu codziennie mocno wiało. Skutecznie (niestety) demotywowało mnie to do wyjścia na trening, a że opony szosowe założone miałem to i trening w terenie odpadał. Ktoś powie "czemu nie zmieniłeś na terenówki od razu?", ano temu, że byłem optymistą i byłem pewien że "pojutrze" zrobię długi, bezwietrzny trening. Oczywiście taki dzień jeszcze nie nadszedł... Ale teraz już wiem, że nie ma co liczyć na pogodę, trzeba kombinować coby trening zrobić mimo wszystko. Wszak pierwszy start już za pasem.

Przedwczoraj zaopatrzyłem się w ŁT-43, czyli "smar do wszystkiego" i postanowiłem przeserwisować rower. Zmiana opon, klocków hamulcowych na stare, dobre Meridy, serwis amortyzatora, przesmarowanie sterów, czyszczenie napędu. Była to dobra decyzja, w amortyzatorze było bagno (dosłownie), łańcuch był tak uwalony smarem, że nie mogłem znaleźć złotej spinki, a kaseta była cała czarna. 

Wszystko to zajęło mi dwa wieczory, jednak opłacało się poświęcić trochę czasu (i porządku w pokoju ;), z efektów jestem baaaardzo zadowolony. Amortyzator działa świetnie (do czasu aż nie dostał dziś trochę błotka...), napęd czyściutki, od razu lepiej pracuje. Hamulce wreszcie są sztywne i hamują, a nie spowalniają. No i w końcu pozbędę się tej mazi ze starych klocków. Natomiast po zmianie opon, poczułem się jakbym jechał traktorem. Dziwne uczucie :D 

Byłem również dzisiaj w rowerowym, moje skromne zamówienie jest już w końcowej fazie realizacji, więc możliwe że napiszę "pierwsze wrażenia" z użytkowania tychże fantów, a za jakiś czas pewnie jakiś test sklecę :)

Tymczasem trzymajcie się i nie dajcie zamknąć wiatrowi, śniegowi, deszczowi i reszcie "niesprzyjających warunków" w domu! W końcu "nie ma złej pogody na rower, jest tylko zły ubiór" :)

Wesołych Świąt & Stay tuned!
Eper



środa, 20 marca 2013

Wreszcie dłuższy trening

Czekałem na tę środę już od kilku dni. Prognozy na 7°C, brak opadów i słaby wiatr dawały nadzieję, na przyjemny (wreszcie) trening. Skończyłem lekcje 2 godziny wcześniej, pogoda była zachęcająca, co prawda siedmiu stopni nie było i lekko wiało, ale było przyjemnie. Zjadłem racuchy, sprawdziłem forum, pocztę, fb, ubrałem się i wyruszyłem. Zaplanowane na dziś miałem 1:30h jazdy z czego godzina sprintów kadencyjnych. 15 minutowa rozgrzewka i już zaczynałem trening pomykając w stronę Złotoryi :). Jechało się bardzo przyjemnie, słonko świeciło, asfalt suchutki, żyć (jechać) nie umierać :). Przed  Złotoryją, zaraz za zjazdem skręciłem w lewo, na Jawor. W tym momencie idealny asfalt się skończył i zaczęły się dziury, a po chwili też podjazdy. Podjeżdżałem z tyłkiem na siodełku - bardziej mięśnie pracują wtedy. Gdy dojechałem do Sichowa postanowiłem wjechać na Stanisławów, a konkretniej na starą radiostację. Dokończyłem trening wyjeżdżając kawałek za wioskę, zawróciłem i zacząłem podjazd. Wraz z podjazdem zaczęły się śnieżne widoczki :) Początek ostrzejszego podjazdu (od początku wioski) znów objawił się bólem w lewej części pleców, a również brudną, mokrą drogą. W połowie najostrzejszego fragmentu musiałem zrzucić na najmniejszą koronkę z przodu :( , a myślałem, że uda się na środkowej wszystko podjechać. Widocznie za słabo trenuję :P. Za zakrętem przywitała mnie całkiem ośnieżona droga, co w połączeniu ze slickami oznaczało zejście z roweru i podprowadzenie. Podprowadziłem tylko do zakrętu, widoczność i tak była bardzo słaba, więc nie byłoby dobrej fotki z samej góry. Zjazd po tym śniegu okazał się równie wielkim wyzwaniem co podjazd. Ręce bolały, opony tańczyły, istny hardcore. Zjeżdżając skręciłem w kierunku wsi Pomocne. Po podjeździe przywitały mnie połacie śniegu, oraz ośnieżona miejscami droga. Cyknąłem kilka fotek i zjechałem na dół. Chciałem zjechać lasem do Bogaczowa i jakoś przez Męcinkę i Słup wrócić do domu, jednak po podjeździe za Pomocnem, okazało się, że pług odśnieżył tylko do pewnego fragmentu, a dalsza droga (w tym rzeczony zjazd) jest jeszcze bardziej zaśnieżona, niż odcinek na radiostacji. Zawróciłem, przejechałem przez Stanisławów (pozdrawiam szosowca, z którym się mijałem :) i zjechałem na dół. Zjazd mnie wyziębił i ubrudził okrutnie. Dalsza trasa prowadziła przez Sichów, Sichówek, Winnicę, Krajów aż do Legnicy (pominąłem kilka wiosek po drodze, nie mam pamięci do ich nazw :P) W Legnicy pojechałem Nowodworską, przejechałem przez C.H. Auchan, dalej Al. Piłsudskiego wyprzedzając ogroooomny korek, na światłach w lewo w II Armii WP, i już prościutko do domu. W słuchawce przez ponad 2h towarzyszył mi Kazik ("Kult Unplugged", "Bar la Curva") a pod koniec przez chwilkę Serj Tankian ("Elect the Dead"). Te 2h to chyba reguła, bo zazwyczaj własnie po takim czasie muzyka zaczyna mnie męczyć i wyciągam słuchawkę z ucha. Na koniec trochę zdjęć :)


Nie zdążyłem z kliknięciem :P
 tym razem się udało, uff :)
 podjazd na Stanisławów - prawdziwie górski krajobraz :)
 ujęcie na górze podjazdu - i znów to samo...
 poprawka z kawałkiem oksów 
 ...a tak wyglądała droga na górę. Widać nasze ślady :)
 Połacie śniegu przed Pomocnem
 
 ...i piękny asfalt pośród śniegów kawałek dalej :)
Przepraszam za jakość zdjęć, na chwilę obecną nie mam dostępu do lepszego telefonu, mam jednak nadzieję, że to się niedługo zmieni :)

poniedziałek, 18 marca 2013

Zima w dalszym ciągu. Niestety

Dzisiejsza i wczorajsza aura nie pozwoliły mi wyjść na trening. Okrutny wiatr, a dzisiaj również deszcz ze śniegiem wystarczająco zniechęciły mnie do kręcenia. Marzę już o ubraniu jednej warstwy ciuchów, braku ocieplaczy i zimowych rękawiczek. Marzę żeby pełny bidon był niezbędny do wyjazdu, a nie tak jak teraz - był tylko zbędnym balastem. Marzę, by cień był schronieniem, przed palącym słońcem, a nie tak jak teraz mroźnym powiewem, którego unika się jak ognia. Niestety na spełnienie tych marzeń przyjdzie mi jeszcze troszkę poczekać. Pocieszający jest fakt, iż w środę ma być już pogodnie (7°) i powinno się to już utrzymać. Powszechnie jednak wiadomo jak to z prognozami bywa.
Pod spodem prezentuję króciutki filmik który nakręciliśmy z Amadeuszem podczas zimowej sesji :) Hope you enjoy :)

Pozdrawiam, Eper :)

niedziela, 17 marca 2013

Radość z trzech cyferek - ciąg dalszy :)


Wstaję 9:36. Lekko czuję wczorajszą noc, ale zbieram się. Przypominam sobie o łańcuchu że domaga się smarowania, reguluję klocki bo coś ocierało, ogólne ogarnięcie :). Pogoda za oknem w miarę se. Oponki czekają i kuszą, w planie w prawdzie 4h na spokojnie, no ale nie da rady przecież. Wrzucam na ruszt kilka parówek na zimno, 2 banany, ubieram się i idę. Wychodzę, od razu słoneczko po oczach. "aa kij tam, długo nie będę - wytrzymam bez oksów". Rataja - Złotoryjska - rondo w prawo. Na obwodnicy na poboczu mieszanka piasku z wodą. Cały brudny przez to się stałem. Trudno. Trochę rozgrzany, na światłach łapię dostawczaka z paletami na pace, siadam na kole 40-50-60km/h idą oponki oj idą :) Dalej prosto, podjazd pod Legnickie mnie prawie zagotował, a oczywiście 3 dni temu stwierdziłem, że bez sensu wozić te 750ml wody, jak w mrozi i tak nie pije i oczywiście dzisiaj też nie wziąłem. O ja głupi. Słoneczko grzało, aż się leciutko rozpiąłem :) W Legnickim w lewo. Po drodze kilka zdjęć, skręcam na Koskowice. Po gładziutkim asfalcie pięknie się jedzie i co wręcz dziwne idealnie cicho. Miód i orzeszki. W międzyczasie zdecydowałem, że jako jest tak ładnie wydłużę traskę i tym samym w Koskowicach skręcam w prawo. W następnej wiosce goni mnie jakaś parówka z nogami, która ujadała wręcz jak "pies Włbłebłebłę" czy jak to on się zwał. No i szybka była 25km/h jechałem a ta mnie doganiała :D Dalej bez żadnych ekscesów. Dojechałem do Prochowic, później Lisowice i do siostry na szklaneczkę wody i jak się okazało później kilka kromek chleba :) Posiedziałem koło 25 minut i ruszam dalej. Mięśnie się zastały trochę i zimno mi się zrobiło. Trochę potrwało zanim się rozgrzałem znów. W spalonej słyszę, że telefon dzwoni. Bartek czy jestem na treningu i że on wychodzi. Więc odpowiadam, że wracam już, 15km do Legnicy i żeby poczekał. Tempo od razu mi podskoczyło, nie wiedzieć czemu :) Przez Legnicę standardowo Wrocławską, Piastowską, Chojnowską. Zajechałem do mamy, wziąłem Powerade'a i pojechałem do Bartka. Poczekałem chwile, wpuścił mnie do garażu łaskawie :P poczęstował bananem i kazał czekać. Po chwili był gotowy i ruszamy. Na liczniku 60km 2:25h. Bartek proponuje, że mnie odprowadzi do domu i sobie pojedzie. No ale jako, że ja to ja to nie mogę tak o sobie do domu wrócić. W planie mam 4h, dobra pogoda, więc jadę z Tobą :) Na odcinku 300 metrów 3 razy obniżał siodełko, no ale cóż, można wybaczyć :P Pojechaliśmy Złotoryjską w lewo, do miasta, Wrocławska, II Armii WP, Nowodworską, koło Auchan i w stronę Legnickiego Pola. Czuję w nogach zmęczenie. Mimo, iż jadę prawie cały czas na kole nie mogę dotrzymać tempa. Trochę zwalniamy. Na podjeździe w Legnickim odpuszczam zupełnie. Wjeżdżam spokojnie, 17 a pod koniec nawet 13km/h. Bartek trochę szybciej, ale też zmęczony. Kończymy na spółę Powerade'a i dymamy dalej. W Legnickim w lewo czyli identycznie jak jechałem kilka godzin wcześniej. Za Legnickim i zakrętem w Kłębanowicach (chyba) na pięknym asfalcie Bartek zaprasza mnie na swoje koło i podnosi tempo. 30, 35, 37km/h. Przy 38 poczułem, że odpadam, krzyknąłem zwolniliśmy do 35. Dało mi to w kość trochę. Ostani łyk Powerade'a i wjeżdżamy w Koskowice. Asfalt do dupy to i tempo spadło 2 razy :). Dalej jedziemy prosto do Legnicy, koło Majewskich, miało być na ścieżkę, ale pociąg jechał to zawróciliśmy i przez wiadukt. Poczułem resztkę mocy, więc wjechałem mocniej i było wszystko ok dopóki nie zwolniłem poczułem w nogach moooocny ból. To znak, że dzisiaj ładnie popracowały. Bartek mnie urywa na zjeździe, po chwili go doganiam i jedziemy razem. Na światłach startuję mocno, zostawiam go w tyle, jadę 30km/h a tu po chwili z lewej szyyybko mnie omija. No bez jaj :D Nawet nie próbowałem gonić. Spotkaliśmy się koło Maca, porzucaliśmy mięsem na typa w czarnym kombi który by w Bartka wjechał i jedziemy dalej, Witelona, Piastowska, Chojnowska, żegnamy się i jadę do mamy na Langosza. Wciągnąłem na szybko, wziąłem plecak i do domku.

Piszę do dzień później, a nogi dalej bolą. Popracowały :) to dobrze. Szczerze mówiąc trochę kusiła setka, ale już się robiło zimno i ogólnie zmęczenie wygrało. Następnym razem :)

Trzy cyferki, a tyle radości


Czyli w końcu doczekałem się nowych opon. Cienkich opon. Szosowych opon. Czekałem miesiąc. Pierw dystrybutor nie chciał nawiedzić lokalnego sklepu. Potem zrezygnowany zamówiłem na allegro gdzie sprzedali mi wirtualne opony, bo nie mieli ich na stanie (sic!). No ale w końcu są. Szybko założone, bez problemów. Myślałem, że będzie gorzej, a tutaj spokojnie jedną łyżką. Dla mnie bomba. Podpompowałem, mierzę obwód koła, resetuję licznik i jazda na Statoil. Wsiadam na rower "łooooł jak to jedzie". Mega pozytywne wrażenie, mimo minimalnej ilości powietrza. Na statoilu końcówka kompresora zepsuta. No to jadę na Orlen. Tam kompresor w ogóle nie działa. Jadę dalej, na Shell. Jest, działa. Co prawda manualny, ale lepsze to od niczego. Tył do blisko 5 bar, przód 4,5 (w kompresorze spadło ciśnienie). Wsiadam, jadę, Łoł teraz to jedzie dopiero. Każdą nierówność czuję na tyłku, ale to przyspieszenie. Mimo słabej średniej już wiem, że opony sporo kilometrów przejadą pode mną.
mapka
Różnica wyszła około 100 metrów więc ok jest skalibrowany licznik :)

czwartek, 14 marca 2013

Cześć!

Jestem początkującym blogerem, ale również początkującym kolarzem. Rok 2013 to mój pierwszy nastawiony na ostry trening rok. Wcześniej jeździłem bez celu (nie licząc krótkich epizodów). Tutaj mam zamiar opisywać moje treningi, wyjazdy, wycieczki, wyścigi, ale również możliwe, że pojawią się testy lub teksty związane z tematyką rowerową. Mimo, iż jest to moja pierwsza taka działalność na szerszą skalę, nie będę prosił o łagodne traktowanie. Wręcz przeciwnie, śmiało piszcie co jest nie tak, co mogę poprawić, by w przyszłości przyjemniej się to czytało.

Pozdrawiam, Eper.